Klasycy kontra Naturalsi – po której stronie jesteś?
Klasycy kontra Naturalsi? Jednym zarzuca się łamanie koni, drugim rozpuszczanie ich i stwarzanie niebezpiecznych sytuacji.
Myślę jednak, że każdy z nich ma trochę racji. Obydwa style dążą do pojednania z koniem, harmonii, współpracy, rozluźnienia. Pozornie różnią się tylko drogą dotarcia do tych celów, ale czy na pewno są do siebie tak niepodobni? Zacznijmy od jazdy naturalnej. Wiele początkujących adeptów nawet nie wie, czym ona jest. Niejednokrotnie jednak staje się inspiracją dla nastoletnich koniarzy, którzy chcą nauczyć swojego konia widowiskowych sztuczek. Niestety, często ma to niczego wspólnego z prawdziwym naturalem. Rzadko skupiają się oni na ustawieniu hierarchii z koniem, ustępowaniu od nacisku, czy odczulaniu. Ważna jest głównie funkcja atrakcji. Naturalsi z większym pojęciem starają się odwzorować zachowania i reguły panujące wśród koni. Stosują metody join up i follow up, które mają pokazać koniowi drogę do poddania oraz współpracy. Dużej analizie poświęcają każdy, najmniejszy gest zwierzęcia. Mają w sobie spore pokłady cierpliwości i morze czasu. Podstawą ich działania jest praca z ziemi, ucząca rozmowy pomiędzy człowiekiem a koniem, praktycznie bez użycia słów.
Słabe strony naturala
Nie oznacza to, że nie popełniają błędów. Niestety zdarzają się tacy Naturalsi, którzy gubią swoją misję i uważają, że stwarzanie sytuacji zagrażających życiu jest dla konia zwyczajnym byciem sobą. Przykładowo, jeśli towarzysz staje na nich dęba albo szarżuje prosto na nich, to stanowią one próby dominacji, które trzeba metodycznie przeczekać, zamiast zwalczać pracą. Analogicznie bywa, gdy jeździec naturalny nie reaguje na nieposłuszeństwo konia pod siodłem, czy podczas pracy z ziemi, kiedy np. zwierzę przechodzi do wolniejszego chodu, rozgląda się, wychodzi z ujeżdżalni. Taka nierozwaga może w końcu doprowadzić do traktowania jeźdźca jak podwładnego, którego nie trzeba szanować. Co, jeśli koń spłoszy się w terenie? W takim przypadku nie będzie liczył się z próbami opanowania osoby dosiadającej. Inną sytuacją jest nadużywanie cordeo, służącego do delikatnego korygowania kierunku, a nie przyduszania rumaka, żeby chodził tam, gdzie czuje ból. Popisowy numer ze sznurkiem czasami czyni więcej zła niż znienawidzone przez nich wędzidło. Oczywiście, za najgorszych wrogów mają Klasyków.
Dwa oblicza jazdy klasycznej
Drugą stroną medalu jest jeździectwo klasyczne. Jego przedstawiciele bardzo dużo pracują z siodła i stosują różne kiełzna, często szukając tego idealnego. Wiele sportowców przechodzi na bardzo mocne wędzidła. W grę wchodzą duże pieniądze i często nie ma miejsca na ryzyko zmiany woli konia. To jedna z wad klasyków. Mnóstwo z nich próbuje także patentami, czyli np. różnymi wypięciami, zmusić konia do poddania, zapominając, że nie uzyskają wtedy prawdziwego rozluźnienia, tylko ucisk w kręgach szyjnych, czy okolicach łopatek. Nie można jednak powiedzieć, że wszyscy Klasycy nie dbają o swoje konie. Większość z nich wydaje majątek na szkolenia, treningi, warsztaty, które pozwolą im na uzyskanie harmonii z koniem bez bólu, a wręcz dzięki odpowiedniej pracy. Zwiększa się liczba jeźdźców, którzy kierują się determinacją, a nie chęcią zrealizowania swoich ambicji.
Nowe trendy
W modzie stało się też zmienianie wędzidła na coraz delikatniejsze – oliwki, czy podwójnie łamane. Światowe organizacje wydają różne rozporządzenia w obronie koni przed szkodliwymi patentami, czy rolkurami. Myślę, że wszystko to zmierza w dobrym kierunku. Zmienia się też mentalność w szkółkach rekreacyjnych, gdzie nie chodzi już tylko zadowolenie klienta i zaszarpanie konia, ale o naukę determinacji, równowagi, spokojnej ręki, kierowania koniem dosiadem, a nie nadużywaniem metalu w pysku. W gruncie rzeczy u podstaw jazdy klasycznej leży dążenie do przyjęcia przez konia pozycji wygodnej, rozluźnionej, niewymuszonej, tylko osiągniętej przez mnóstwo wyjeżdżonych godzin. Co ciekawe, często korzystają oni z niektórych metod Naturala, a już na pewno prawie wszyscy mają niesamowite więzi ze swoimi wierzchowcami, które oddają im swoje serca.
Złoty środek
Myślę, że przepisem na sukces jest wzajemne zrozumienie tych dwóch światów i czerpanie z wiedzy, którą zgromadziła druga strona. Wojnami ograniczamy zasoby informacji swoich opozycjonistów,
a przecież można pracować z koniem łącząc w sobie naturalność i klasykę. Wystarczy spojrzeć na druga stronę jak na partnera, a nie wroga.
Masz uwagi do tego tekstu, chcesz się podzielić z Nami swoją opinią? Napisz do nas przez formularz.